Sięgam pamięcią do czasów pierwszych medytacji w Sahaja Jodze. Pamiętam moje zaskoczenie gdy siadając przed Zdjęciem Matki czułem, że coś się w środku dzieje, czułem jakby jakaś energia próbowała się wydostać przez kość ciemieniową. Fizyczne odczucia były tak wyraźne, że nie było sensu im zaprzeczać. Z każdym dniem ciekawość była coraz większa: „co się stanie gdy w końcu energia wydostanie się na zewnątrz?, jak poczuję oświecenie?”
To był pierwszy moment, w którym zacząłem zdawać sobie sprawę, że Sahaja Joga jest czymś wyjątkowym, bo daje rzeczywiste doświadczenie.
Doświadczenie wyjątkowe, bo nie musiałem nic na ten temat czytać, dyskutować, specjalnie oddychać czy siedzieć. Miałem jedynie czyste pragnienie wzrostu duchowego i całą masę rzeczy, których chciałbym się pozbyć ze swojego życia.
Drugi moment następował zawsze rano, nauczony złym doświadczeniem z poprzednich ścieżek pseudo wzrostu duchowego wstawałem i bacznie obserwowałem siebie. Sprawdzałem czy coś się we mnie zmienia na dobre i czy medytacja prowadzi mnie w tym kierunku, w którym czuję, że powinienem iść. Wewnętrzne zmiany jakie obserwowałem u siebie każdego dnia były tak głębokie i tak szybkie, że czułem się jakbym odkrył lek na całe zło. Z czasem okazało się, że byłem bardzo bliski prawdy.